Wstałam dziś o godzinie 8:17, co dla mnie było nowością, bo zawsze wstawałam po 11. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam białą, zwiewną koszulkę na ramiączkach i czarne rurki. Zeszłam na dół, spodziewając się tam Madison, ale jej tam nie było, co mnie zdziwiło. Wzruszyłam ramionami; przecież nie zakażę wychodzić z domu.
Postanowiłam, że nie będę siedzieć w domu, więc ubrałam buty i wyszłam. Kierowałam się do centrum handlowego. Już po paru minutach tam byłam, ale nie dało się przejść; wszędzie były piszczące dziewczyny. Pewnym siebie krokiem ruszyłam w kierunku mojego ulubionego sklepu z butami, ale po prostu nie dało się tam dojść. Po paru minutach znalazłam się przy drzwiach, ale ochroniarz mnie zatrzymał.
-Panienko, niestety tam nie wejdziesz - powiedział, trzymając mnie za ramię.
-Niby dlaczego? - warknęłam, i się wyrwałam.
-Ponieważ w środku, jest Pan Tomlinson, a ja nie wiem czy nie jesteś psycho-fanką.
Zaczęłam się śmiać. Ludzie patrzeli na mnie jak na idiotkę, ale miałam to gdzieś. Otarłam swoje łzy, i powiedziałam:
-Wpuścisz mnie tam czy nie?
-Niestety nie, nie mogę narażać Pana Tomlinsona - parsknęłam śmiechem.
Wyjęłam swój telefon i weszłam na wszystkim znany Twitter.
@luuvmymineex: Ej, stoję przed tym sklepem, w którym jesteś, ale jakiś kolo nie chce mnie wpuścić.
Widziałam, jak Louis wyciąga swój telefon i zaciąga brwi. Popatrzył się w stronę drzwi i mnie zobaczył. Zaczął się śmiać, tak naprawdę nie mam pojęcia z czego, być może z tego jak wygląda nasze pierwsze, nieplanowane spotkanie. Podszedł do drzwi, otworzył je i mnie "wciągnął" do środka. Piski były w tym momencie nie do zniesienia.
-Wiesz, inaczej sobie wyobrażałem nasze spotkanie. - parsknął śmiechem
-Ta, ja też
-Coś się stało? - zapytał tak jakby z troską
-Wiesz, oprócz tego, że jutro będę na okładkach wszystkich gazet, i będę tajemniczą nieznajomą samego Louisa Tomlinsona to wszystko okej - uśmiechnęłam się sztucznie - albo nie, to nie wszystko. Twoje fanki mnie nienawidzą - pokazałam palcem na szybę, gdzie pełno nastolatek aż kipiało złością w moją stronę. Louis uśmiechnął się smutno.
-No ale cóż, trudno. Przeżyję. Mimo tego, że znam cię zaledwie jeden dzień to cię lubię. - powiedziałam, a Louis się zaczął głupkowato uśmiechać.
-Chodź - pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. - Niespodzianka.
Wyszliśmy, a ja usłyszałam masę pytań w moją stronę, a szczególnie jedno przykuło moją uwagę
-Czy to twoja kolejna dziwka? - zapytał jakiś chłopak, a ja przystanęłam, bo dobrze znałam ten głos.
-A nawet jeśli to co? - uśmiechnęłam się sztucznie w jego stronę. Wszyscy patrzeli na to przedstawienie, nawet Louis. Na pewno będę musiała się tłumaczyć.
-Jeżeli tak, to twój sekret nie będzie już taki bezpieczny - powiedział, a ja zamarłam. Słyszałam szepty poniektórych dziewczynek "Jaki sekret?" "Kto to w ogóle jest?", ale nie zamierzałam na to odpowiadać.
-Nie odważysz się - powiedziałam stanowczym głosem.
-Nie? - podniósł brew - Oddaj kasę, a ja się zastanowię - rzucił, a ludzie spojrzeli się na mnie. Wyciągnęłam swój portfel, gdzie znajdowało się £150, i mu je podałam.
-Posłuchaj kutasie, nie mam więcej. Przeleje ci jak będę w domu... - zaczęłam, ale Louis mi przerwał.
-Ile jest ci winna? - zapytał, a ja wybałuszyłam oczy. Nie, proszę.
-£1000
-No chyba cię popierdoliło - krzyknęłam w jego stronę - Louis idziemy - pociągnęłam go za rękę, ale on się nawet nie poruszył.
-Masz i trzymaj się od niej z dala - warknął w stronę bruneta, ale Maxowi tylko powiększył się uśmiech. Przeliczył kasę i powiedział:
-Jeszcze się spotkamy, kochanie.
Odszedł, a oczy wszystkich zostały skupione na mnie. Widziałam nie jeden telefon nagrywający te zdarzenie, i jestem bardziej niż pewna, że jutro będzie to w Internecie.
-Chodźmy już - szepnął Louis, i mnie pociągnął w stronę toalet. Pewnie chciał wyjaśnień.
Po paru minutach, znajdowaliśmy się w męskiej toalecie.
-Kto to był? - zapytał Tomlinson. Na pewno nie powiem mu "No wiesz, to był tylko mój były szef, któremu odsprzedali mnie rodzice. To on zrobił ze mnie maszynę do zabijania, ale cóż. Uciekłam mu, znalazłam sobie nowego szefa, który jest moim przyjacielem i to ja jestem Diablicą, nikt ważny." Musiałabym być nieźle walnięta, gdybym mu tak powiedziała.
-Nie mogę ci powiedzieć, naraziłabym cię na niebezpieczeństwo - powiedziałam cicho. Brunet parsknął śmiechem
-Ty? Mnie? Na niebezpieczeństwo? - zaczął się śmiać, a ja byłam zła.
-Chcesz wiedzieć czemu nie chce ci powiedzieć? - pokiwał głową - jestem cholerną d.. - nie dokończyłam, bo rozdzwonił się mój telefon. Wyjęłam go i zobaczyłam imię mojej przyjaciółki. Bez zastanowienia odebrałam.
-Musisz tu natychmiast przyjechać! - wykrzyknęła szeptem, Madison
-Co się dzieje? - zapytałam
-Ktoś się włamał do domu, a ja aktualnie siedzę zamknięta w pokoju, nic takiego - powiedziała ze sarkazmem
-Kurwa! - wykrzyknęłam - Dobra, schowaj się pod łóżko, i nawet nie próbuj się odezwać, lub poruszać - powiedziałam - Ja już jadę - dodałam i rozłączyłam się.
-Co do...
-Później ci napiszę, teraz muszę jak najszybciej iść - rzuciłam jeszcze krótkie "Cześć" i wyszłam. Oczywiście blask fleszy i miliony pytań. Olałam je, i jak ruszyłam w stronę wyjścia. Przez to wszystko, nawet nic nie kupiłam.
*parę minut później*
Stałam przed drzwiami mojego domu. Nie mogłam spokojnie podejść do doniczki, gdzie trzymamy zapasową broń, ponieważ za rogiem są Paparazzi. No cóż, będę musiała użyć rąk.
Weszłam po cichu do domu i już na początku zobaczyłam rozwalony przedpokój. Weszłam do salonu, gdzie był jeden facet. Podeszłam do niego na paluszkach, założyłam rękę na szyję i pociągnęłam w dół, trzymając nogę pomiędzy jego kolanami.
-Gadaj, po co tu jesteście i kto was tu przysłał - za każdym słowem, mocniej zaciskałam rękę na jego szyi. Mężczyzna coraz bardziej robił się fioletowy, ale mi to nie przeszkadzało.
-Po narkotyki - wziął głębszy oddech - które podobno ukradłaś - kaszlnął dwa razy
-Kto was tu przysłał? - warknęłam
-M-max- jąkał się. Wkurwiłam się. Uderzyłam go z całej siły, kolanem w głowę a ten stracił przytomność. Odstawiłam go na ziemię i podeszłam do szafki zabezpieczonej kluczykiem. Otworzyłam ją i wyjęłam z niej broń. Odbezpieczyłam ją i poszłam na górę. Sprawdziłam wszystkie pokoje, ale już nikogo nie było. Zabezpieczyłam broń ponownie i poszłam do pokoju Madison. Zapukałam, ale nikt nie odpowiedział.
-Madison, to ja! - wykrzyknęłam. Usłyszałam ciche szmery, a po chwili przekręcanie klucza w drzwiach. Kiedy się otworzyły, od razu przytuliłam przyjaciółkę. Odsunęłam się od niej, i dokładnie obejrzałam ją z każdej strony, czy przypadkiem niczego jej nie zrobili. Na szczęście nie.
-W tej chwili masz mi to wytłumaczyć - warknęła, a ja powiedziałam
-Ok, tylko chodźmy na dół, bo taki jeden tam został.
Zeszliśmy na dół, ale nikogo tam nie zastaliśmy. Dziwne, bo jestem pewna, że jeszcze kilkanaście minut temu, ktoś tu leżał. Zamiast tego, zobaczyłam kartkę:
"Gra rozpoczęta, kochanie -M"
Wszystko, tylko nie to.
____________________________
Rozdział dedykuję Weronice:-)
#dymmmff
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz